Ośrodek Działań Artystycznych zaprasza na wernisaż wystawy
Łukasz Głowacki
HABITUS
Wernisaż: 10 czerwca 2016, godz. 19:00; ODA, ul. Sieradzka 8
Wystawa czynna do 3 lipca 2016.
Łukasz Głowacki, ur. 1964 r. w Lublinie; mieszka w Nałęczowie. Tworzy w zakresie malarstwa, obiektu i instalacji artystycznej, sztuki performance od 1997. Studiował na Wydziale Malarstwa i Grafiki Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku, tamże uzyskał dyplom w 1990, w pracowni prof. Kazimierza Ostrowskiego i prof. Hugona Lasockiego. Artysta jest współautorem obiektów i instalacji zrealizowanych wspólnie z Grupą Hortus Conclusus. W 2000 otrzymał wyróżnienie honorowe na Wschodnim Salonie Sztuki w Lublinie. W 2001, w wypalonym wnętrzu Teatru Starego w Lublinie, powstała instalacja Cień, która stała się przyczynkiem dla filmu artystycznego o tym samym tytule. Fundament, Autoagresja, Przelśnienie, Złożenie do Autoportretu, Pneuma, Punkt sztuki – to kolejne performances, w których artysta podejmuje rozważania na temat twórczości i istoty sztuki w wymiarze duchowym.
Podejmuje w swojej sztuce przede wszystkim wątki egzystencjalne. Jego prace są wynikiem namysłu nad kondycją człowieka, jego etycznością. Artystę interesuje też status dzieła sztuki, które jest niedefiniowalne i niezbywalne. Próba zrozumienia obrazu i uchwycenia jego sensu jest stałym punktem odniesienia dla jego rozważań o świecie.
HABITUS
Ostatnio mój znajomy Henryk, którego dawno już nie widziałem wpadł do mnie kawę. W trakcie miłego spotkania zadał mi pytanie: czym się ostatnio zajmuję i jak wygląda moja „sztuka”? To trudne pytanie wprawia mnie zawsze w stan lekkiej paniki i zakłopotania.
Czuję się dyletantem, który nigdy dogłębnie nie przemyślał, czym jest to, co robi. Postanowiłem mu odpowiedzieć w sposób opisowy, posługując się najprostszym wizualnym kluczem niepozbawionym jednak pewnych znaczeń. Mówię mu: „Są to obiekty (artefakty), wykonane z drewna, blachy, kamienia, …że używam granitu, bo lubię materie konkretne w swoim substancjonalnym ostatecznym charakterze. Niektóre z nich zawierają pewną percepcyjną tajemnicę i w zasadzie niczego pozornie nie wyjaśniają, prócz faktu swojego przedmiotowego istnienia. W większości nie są przedstawiające, są tym, czym są, a często to wzięte wprost z otaczającej mnie przestrzeni życiowej materie. Traktuję je jako konteksty swoistych znaczeń symbolicznych nadanych im przez człowieka. Mówiąc o ich konstrukcji i kompozycji, stwierdziłem, że są one proste i otwierające się na tkwiącą we mnie potrzebę ładu. Czyniąc je tak ogólnie kierują się imperatywem oddalenia, z racji mojej lokalnej peryferyjności. Wydaje mi się, że nadaję na tych dłuższych falach, obserwuję rzeczywistość przez odwróconą lornetkę i wszystko, co robię pozornie jest nieprzedstawiające i zamazane, sprowadzające się do kontemplatywnej syntetyczności. Może na skutek tego, że psuje mi się wzrok, a może moja krótkowzroczność jest moją przewrotną premedytacją. Po prostu nic nie widać”. Powiedziałem mu, że nawet mnie to trochę martwi, że przedmioty obrazy i formy, które tworzę pozbawione są konkretnych znaczeń, a obecną swoją twórczość nazwałbym „praktyką nieustalenia”. To nieustalenie eksponuję budując kinetyczne formy, których znaczeniem jest ruch, ingerencja siły – mojej i publiczności. Ale tak naprawdę, nie wiem, dlaczego tak robię i że żałuję, że nie jest to żadna „aktualizacja sztuki”, pracuję w ten sposób, bo nie mam innego wyjścia. Jest to wynik pewnej dyspozycji historii mojego życia, miejsc i ludzi. Henryk odpowiedział mi, żebym się tym nie przejmował, że są to „przedstawienia subiektywne” i traktował to „nieustalenie” jako kategorię opisującą świat współczesny, a fakt, że nie ma żadnej „stałej” można wywieść już z Heraklita. Wspomniał także, bym przypomniał sobie Schopenhauera: korespondencję zachodzącą pomiędzy wolą i wyobrażeniem.
Dopił kawę i wyszedł pozostawiając mnie w stanie NIEPEWNOŚCI, jako kategorii poznawczej?
To, co ja w końcu robię?
Nałęczów 30 V 2016
Łukasz Głowacki