Spotkanie autorskie i promocja książki
4 lutego 2011 r., o godz. 18.00
Galeria ul. Sieradzka 8
Prof. zw. dr hab. Tadeusz Linkner
NIE TYLKO SEN
Danuta Mucha, której debiut odnotowano w 1978 roku w „Odgłosach”, jest autorką dramatu, utworów dla dzieci, przekładów z języka rosyjskiego, hiszpańskiego i wielu tomików poezji, których tytuły: „Tylko sen” (1996), „Morze” (1998), „Cichy śpiew” (1998), „Motyle snów” (2001), „We mgle” (2003), „Kamyki słów” (2004), „Kropla” (2006) chociaż są tak różne, to zarazem bliskie aurą, w której cisza, spokój i rytm znaczą najwięcej. Tadeusz Chróścielewski, inicjując swoim słowem tom „Motyle słów”, estetykę minionej secesji najpierw zauważył, a potem wspomniał o młodopolskich poetkach, nie zapominając przy tym o rosyjskim akmeizmie i kojarząc to z obrazem Józefa Mehoffera „Dziwny ogród” oraz z „Metamorfosis” Apulejusza, na lekkość, eteryczność i fantazją baśni tej poezji trafnie wskazał. Witold Nawrocki na „delikatną lekkość świata” i „dyskretny cień erotyki” w roztańczeniu lirycznego podmiotu tych wierszy zwrócił uwagę, co „tęsknotę za dobrem i harmonią, za ładem i miłością” mogłoby wyrażać, kiedy o refleksji i ciszy w niej skrytej mówił, nie tylko „Timajosa” Platona ale przede wszystkim lirykę Safony przywołując i widząc lirykę Danuty Muchy jako „czystą, szczerą, zwięzła, zaskakującą wyszukaną prostotą skojarzeń”. Jeżeli nawet Nawrocki też od secesji się odżegnuje, to swoim słowem poprzednie rozpatrzenie tej poezji uzupełnia. Podobnie jak Leszek Żuliński, mówiący o tych wierszach jako przenoszących nas „w świat nastrojowego, wzruszającego, pełnego emocjonalnych uniesień rozmyślania o kondycji ludzkiej, o drodze lat świetlnych dzielącej marzenie od spełnienia, o bezgranicznej woli i ograniczeniu konkretu, o przepaści między snem a jawą”. Dlatego Radosław Maksymowicz zwróci uwagę na uczucie, które to poezjowanie rodzi i tworzy, a tutaj w „Kamykach słów” jeszcze góry wspomagają swym dostojnym milczeniem wiecznego trwania, budząc tym bardziej wewnętrzne odczucia i uczucia, których największe skupienie stanie się najlepiej widoczne w lirykach miłosnych tomiku „Kropla”, który zanim napisano po polsku, najpierw zabrzmiał po hiszpańsku, co za poetyckie eksperyment też trzeba uznać. Na koniec zaś trzeba by potwierdzić odczucie Jerzego Winiarskiego, że poezja Danuty Muchy „ma coś z żywiołu Małgorzaty Hillar”. Zresztą, odniesień i skojarzeń, jak to zawsze w poezji bywa może tu być niewyczerpana mnogość, ale podczas lektury tej i każdej innej poezji nie to powinno być najważniejsze. Wiersze Danuty Muchy mają w sobie to coś, czego nie uda się tak jednym słowem natychmiast wypowiedzieć. Tym bardziej, że jakże często nakazują się nad sobą zamyślać i nieraz wcale im nie jest potrzebne słowo, ale właśnie cisza i głębokie wpatrzenie się w siebie.
Tak jest chociażby w tomiku„Tylko sen”, kiedy w onirologicznej aurze tyle się w nim dzieje. Oniryczne marzenie jest rzeczywiście nieuchwytne i niełatwe do ogarnięcia zmysłami, a cóż dopiero z jego opisaniem. Wszak sen oddany jest tylko pamięci i tylko ona może oddać jego obraz; jeżeli oczywiście umiemy go natychmiast uchwycić, a cóż dopiero poetycko opisać. Senne marzenie pierzcha niczym poranna mgła i poza rosą niczego po sobie nie zostawia, a potem zbiera ją słońce dnia i oddaje życiu. Sen oczywiście z nocą i cisza najlepiej się kojarzy. Nie pamiętamy, kiedy nadchodzi, a pamiętamy tylko gdy odchodzi, wszak nie wiemy, kiedy zasypiamy, ale w pamięci zostaje nam ta chwila, kiedy się budzimy. To nas jednak nie przeraża, chociaż sen śmierci jest tak bliski.
Z naszego trwania „od zachodu do wschodu słońca” w tańcu wolności i miłości zawsze wspomnienie się ostanie. Podobnie jak ze spotkań i odejść, z wszelkich rozterek. Nocnej aury, pożegnań, samotności, pustki i czekania mamy tu wiele. Taka jest każdego codzienność – ze „zszarzałym” mimo wszystko niebem nad głową. Wobec samotności poetyckie słowo jest tu pełne refleksji. Bo jakże trwać w samotności „na krawędzi czasu” i jak to wszystko wypowiedzieć, kiedy miał już z tym kłopot Słowacki. Z nim bowiem kojarzą się natychmiast te frazy, że „Za mało słowa było w słowie/ i za mało myśli było w myśli”.
Uniwersum onirycznego pejzażu ustępuje tu jednak marynistycznemu, ale oba zdają się mieć ze sobą wiele wspólnego, bowiem genezyjska dynamika fali i solarna energia dają przecież życie. Wszak słońca tu wiele, chociaż opowiadane są tak często jego zachody. Sprzyja to jednak metamorfozie czerni w biel, a potem On okazuje się nad słońce ważniejszy. I znowuż samotność i ta rytmika bijących dzwonów, której sprzyjają wiersze wedle modlitwy podane.
Zachody słońca, jego zmierzchy, cisza i morze, które niejako snem między wschodem i zachodem „myśli”, to morze, które szumem swych fal opowiada, milczy, słucha, pyta i pozwala zapatrzeć się w siebie. Oczywiście, o jesieni nie można tu zapomnieć, o jesieni budzącej tak różne odczucia i uczucia. Bowiem poezja Danuty Muchy jest tak bogata w egzystencjalne refleksje, że wystarczy tylko jeden, tylko ten jeden wiersz, aby tego natychmiast doświadczyć. Z każdego daje się wysupłać tyle refleksji, jakby to jesienny wiatr miotał garściami liści. Różnica tu jednak taka, że one są już martwe, a słowa budząc skojarzenia i wspomnienia wiecznie żywe.
Niczym fale morza uderzają w nie fale coraz to nowych skojarzeń, zatracając się na krawędzi wierszy jakby na morskim brzegu, co pozwala nam tyle odczuć i daje tak wiele artystycznych możliwości. Jak fala goni falę, tak tutaj nachodzą na siebie coraz to nowe słowa i wersy, tworząc coraz to inne skojarzenia i myśli i otwierając coraz to inne perspektywy ich oglądu i pojmowania. To wielce wielowymiarowa poezja, o otwartych i nieograniczonych horyzontach interpretacji, poezja, która swym słowem i jakże częstym rozchwianiem frazy budzi zarazem tym większy egzystencjalny niepokój, który jest przecież zawsze zaczynem nowego. Dlatego najlepiej oddać się jej lekturze w ciszy samotności, ale to wcale nie znaczy, że te wiersze można czytać spokojnie, jeżeli ich lektura tak bardzo niepokoi, bo przecież nie ma burzy bez piorunów.
Tych wierszy podobnie nie sposób opowiedzieć jak morza, które o każdej porze dnia i nocy jest inne, i podobnie jak snu, który jest tak niepowtarzalny i tak ulotny. Sen bowiem niczym morskie fale, rozbija się o brzegi rzeczywistości, ginąc bezpowrotnie w otchłani morza naszego jestestwa, by powrócić do jego niewiadomych głębi. Dlatego, chociaż określenie „morze snów” nie jest tak oryginalne, to właśnie w tej poezji okazuje się tak bardzo konieczne i udane. Bowiem zadaniem poezji, dobrej poezji, jest budzić słowa do życia. I właśnie tak tutaj się dzieje. Natomiast gdy słów nie starcza, by jak najtrafniej oddać uczucie, które przecież jest najtrudniejsze w swoim wyrazie, wtenczas trzeba do życia budzić tego uczucia słowo coraz to inne i coraz to nowe .
Dokąd więc może zdążać w blasku słońca na fali snów podmiot tych wierszy? Jesienną „Bielą drogi”! Mityczne jest bowiem to zasłuchanie w jesieni, kiedy nie tylko „Ptakom liście/ wskazują drogę”, ale także nam, ludziom! Oczywiście, słonecznego lata tu nie zabraknie, lata dającego się czytać wieloznacznie i mitycznie zarazem. Bowiem słońcem wszystko tu misternie jest przetykane, a jego wschody i zachody dają poczucie pełni spełnionego czasu. Jeżeli więc o maju mówi się tutaj tak często, to na piękno natury i przyrody nie można narzekać. Dionizyjskie są bowiem to obrazy, kiedy czas majem się rodzi i umiera, i jak witalnie brzmi wtenczas noc majowa. Nie zabraknie tu również czerwca, który zdradzają malwy, te malwy jakże często pilnujące wiejskich chat. Kolorowo tu i bajecznie, kiedy tyle czerwieni, brązów i złota słońca, a wreszcie ciszy odmienianej na wiele wszelkich sposobów. Sprzyja to tak bardzo miłosnej liryce, że i na erotyk znajdzie się miejsce, bo przecież tak można zwać nie tylko wiersze „Całuję twoje myśli” czy „Widzę twoje ciało”. Bowiem i tutaj miłość jest czekaniem, jak chciałoby się powtórzyć za Małgorzatą Hillar, bo taka tych wierszy w pewnych chwilach aura. Ale jest to przede wszystkim poezja, gdzie słowa „ciągle rodzą się na nowo”, a słońca i morza nie braknie, morza słuchającego wiatru, bo jego mocy te wiersze też tutaj doznają, tej energii artystycznego słowa, której w wierszu nie powinno zabraknąć. Bo chociaż „morze słucha tylko”, to podobnie jak poeta nie milczy!
Jeżeli gwoli resume’ tytułami kolejnych tomików chciałoby się mówić o tej poezji, to najpierw na jej oniryczną aurę należałoby zwrócić uwagę. Ale ponieważ senne marzenie syci się codziennością naszej egzystencji, więc właśnie ona wyłania się z tych wierszy, które nie tylko marzeń o wolności nie są pozbawione, ale także miłości. Natomiast kiedy mamy tu wiersze oddane morzu, spokoju można tylko po nich oczekiwać i słońca, którego impresjonistycznego blasku w nich coraz więcej. Tak bowiem to już w życiu jest, że w siebie trzeba uwierzyć, aby sobą być, chociaż „za oknem przesuwają się / cienie przeszłości” i noce są najgorsze. Życie jednak trwa i czas w „cichy śpiew” je zamienia, a miłość niczym słońce powraca i naszą codzienność „kamykami słów” puentuje i odmierza.