Sztuka to namiętność, która nas spala. Ale to również emocje, dzięki którym żyjemy. Malować, kochać, śnić. To właśnie nadaje sens naszemu istnieniu. I wyobraźnia, bo bez niej nie byłoby sztuki. W wyobraźni ciągle toczą się bitwy radosnych chwil i złych emocji. I to co najpiękniejsze w sztuce zawdzięczamy tym radosnym chwilom.
Małgorzata Podracka, o której malarstwie mam pisać przepełniona jest radością i to inicjuje jej malarstwo. Te zdecydowane, inspirujące kolory, szmaragdowa zieleń, cytrynowa żółć, planki oranżu i czerwieni, błękit który czasem organizuje nastrój obrazu – mają magiczny, uwodzicielski urok. I światło, światło przenikające kolory. Poezja światła. Siła obrazów Małgorzaty Podrackiej tkwi w nastroju przesyconym liryzmem.
Artystka odkrywa na nowo dla siebie tajemnicę pejzażu i prowadzi nas pomiędzy drzewa abyśmy posłuchali ptaków i mowy wiatru. Albo prowadzi nas uliczką w wiosenne popołudnie przesycone oczekiwaniem i tym jakże radosnym niepokojem. Małgorzata Podracka ma tę cechę, nie tak często występującą, ten wewnętrzny blask, to niesamowite źródło energii i wiary, które lśni jak najpiękniejsza perła.
W jednej z pieśni „Boskiej Komedii” Wergiliusz i Pielgrzym Dante spotykają w swojej wędrówce poetę Stacjusza. Stacjusz mówi do Wergiliusza: „Ty byłeś jak człowiek, który idąc w mroku za sobą światło trzyma; nie dogodzi sobie, lecz innym przyczynia widoku”.
Takie są obrazy Małgorzaty. Światło i kolor są najważniejsze. Dzięki nim żyjemy i możemy podziwiać obrazy.